24 paź 2014

Pasta z czerwonej soczewicy i cieciorki

Jak pewnie możecie sie domyśleć nie bardzo mam obecnie czas na gotowanie.
Próbuje wiec często przygotowywać rzeczy, które mogą trochę postać w lodowce.
No i sa zdrowe. Zdrowsze niż kanapka z serem żółtym spałaszowała w biegu.


Pasta z czerwonej soczewicy i cieciorki:

100g czerwonej soczewicy
100g cieciorki z puszki
1 pomidor sparzony, obrany i pokrojony
1 ząbek czosnku, drobno posiekany
1 mała cebula, pokrojona w kostkę
1/2 świeżej papryczki chili, bez pestek
50g namoczonych rodzynek
6 łyżek oleju lnianego
1 łyżka oliwy z pierwszego tłoczenia
1 łyżka masła
sól morska i świeżo mielony czarny pieprz

Soczewicę zalać woda, tak aby ja przykrywała, dodać pieprz, sól i łyżkę oliwy. Gotować, aż soczewica chłonie cała wodę i będzie miękka. Ewentualnie dodać wody. W tym samym czasie odcedzić ciecierzycę, opłukać. Wsypać do blendera.  Dodać soczewicę. Na maśle zeszklić cebule, dodać czosnek i posiekana papryczkę, chwile podsmażyć. Dodać pomidora i smażyć 2 minuty. Pastę przełożyć do blendera. Wlać olej lniany, dodać odcedzone rodzynki, zmiksować. Jeśli to potrzebne, dodać więcej oleju.
Idealne do grzanek.
Ale też do naleśnikow, o czym niedługo przekonają sie klienci:)

1 paź 2014

Pies Pianista - tak to teraz wygląda

No to działamy.
Od miesiąca.
Po niekończących się przebudowach, wizytach miłych pań z urzędu i kolejnych burzeniach ścian PIES PIANISTA otworzył się 21 sierpnia 2014. Powinnam sobie wytatuować tę datę. Ale na razie nie mam pieniędzy na tatuaże, haha.

Jest cudnie. Tak wygląda nasz lokal.







A to widok z mojego stanowiska pracy, tzn. tego przy kasie, bo jak pracuję przy patelniach to widzę białe płytki:)





Lubię mój lokal. Uwielbiam skrzypienie starego parkietu, dźwięk podgrzewającego się ekspresu do kawy, za to drażni mnie hałas moich wahadłowych drzwiczek przy barze. A S. mój pracownik jest fanem odgłosu jaki wydaje filiżanka z cappuccino kładziona na spodek.

Do widoków samochodów dostawczych za oknem zdążyłam się już przyzwyczaić. W końcu mieścimy się tuż przy targu. Fajnie by było mieć za oknem park, ale cóż.

A to nasze naleśniki. Jak ich ktoś spróbuje to zawsze wraca...no chyba, że nie jest z Krakowa.
Mamy już grono oddanych klientów, dla których przygotowywanie dań to czysta przyjemność.
Czekamy na kolejnych fanów prawdziwych naleśników bretońskich. Bardzo trudno idzie nam zachęcić ludzi do spróbowania naszych dań. Myślą "naleśnik to naleśnik". No ale mój galette to nie zwykły naleśnik...na szczęście jak już ktoś się skusi to potem wie o co chodzi.