15 sty 2011

Słów kilka o rozczarowaniach - tym państwu już dziekujemy

Dlaczego tak jest, że sukces uderza do głowy?
Szczególnie krakowskim restauratorom.
Jak coś jest dobre to możemy być pewni, że w ciągu roku stanie się sieciówką i zacznie podawać jedzenie marnej jakości.
Fakt ten mnie zasmuca i jednocześnie bardzo denerwuje.

W Berlinie, Rzymie, Londynie czy Paryżu (i wielu innych wspaniałych miastach) restauratorzy trzymają klasę.
Jak wracam do wspomnianych miast po kilkuletniej przerwie mogę śmiało udać się do każdej knajpki i mieć pewność, że dostanę ten sam wspaniały posiłek w tej samej nie zmienionej cenie.
A u nas?

Do tej pory z krakowskich restauracji na nie zmienionym wysokim poziomie utrzymuje się Ancora (tutaj jestem pewna, że jakość się nie zmieni).
Z niższej półki (dużo niższej) - pizzeria Pomodorino (mam obawy, że to kwestia czasu).
Ale o tych dwóch miejscach kiedy indziej.
Dzisiaj będę narzekać i przestrzegać Was przed miejscami, które kiedyś bym pochwaliła.



Pierwszym wielkim rozczarowaniem było Gruzińskie Chaczapuri.
Kto dzisiaj pamięta, że zaczynali jako malutki bar z 5 daniami na krzyż?
Ja pamiętam ich jeszcze z ulicy Sławkowskiej - uwielbiałam tam jeść.
Pyszne chaczapuri z dużą ilością sera w środku polane zwykłymi prostymi sosami - 5 złotych (sosy zostały, ale cała reszta się zmieniła).
Albo lawasz wypełniony po brzegi serem gruzińskim i dobrym mięsem.
Och, to były czasy.
Teraz Chaczapuri jest na każdej krakowskiej ulicy i podaje suchego kurczaka z frytkami, bułkopodobny placek jako chaczapuri itd itd.



Z nowszych rozczarowań - Asia to go.
Zaczynali również skromnie, a pomysł był genialny - 2 dania dobrej jakości, sprzedawane na wynos w pudełeczkach "jak w amerykańskim filmie".
Wystarczył rok, aby dania dobrej jakości zamieniły się w swoją parodię - surowy makaron, nie dogotowany kurczak, cena od razu wyższa.
Za to można to coś kupić już chyba w 4 miejscach w Krakowie.
Uprzedzam - omijać z daleka jeśli ci zdrowie miłe.




No i na koniec moje największe rozczarowanie - Tapas Bar La Fuente z ulicy Bożego Ciała.
To miejsce było dla mnie objawieniem!
Cudowna dziupla na 5 osób podająca hiszpańskie przekąski spod lady (można było sobie wybrać przekąskę i mieć pewność, że są świeże, przygotowywane najwyżej w kilku sztukach), a do tego na twoich oczach robione pyszne bocadillos.
Polecałam to miejsce wszystkim i stołowałam się tam przynajmniej 2 razy w tygodniu.
Pewnego dnia wybrałam się tam po dłuższej przerwie (związanej z uziemieniem mamusiowym w domu), a tu nie ma mojego ukochanego miejsca.
Za to po przeciwnej stronie ulicy jest jego nowszy model.
Z 10 m2 mamy 100 m2.
Już nie ma świeżych kanapek, można sobie jedynie wybrać jedną z wystawionych na ladzie.
Spróbowałam, to już nie to samo.
Klimat się ulotnił.
Jakość niestety też.
A wierzyłam, że przemiła właścicielka La Fuente nie ulegnie komercji.
Miałam ją za pasjonatkę.
Teraz wiem, że światem restauracji w Polsce rządzi tylko pieniądz.
A drogi kliencie jak chcesz mieć zawsze świetną jakość to gotuj sobie sam:)

1 komentarz:

  1. jeżeli chodzi o chaczapuri to mnie ostatnio zdziwił fakt, iż zamiast naprawdę sporej porcji sosów, o które można było sobie tam poprosić dostałam dosłownie ze trzy łyżki...

    OdpowiedzUsuń