31 gru 2009

Pikantna zupa z dyni


Jestem pod wrażeniem przepisu na pikantną zupę z dyni z Kuchni 11/09. Wiadomo, dynię uwielbiam, ale zupa przeważnie wychodzi z niej troszkę mdła. A tymczasem okazało się, że wystarczy kilka prostych czynności + garść przypraw i można uzyskać zupełnie nowy dyniowy smak.
Użyłam bulionu z kostki ekologicznej, aczkolwiek nie neguję zwykłych kostek rosołowych. Tylko po co komu glutaminian sodu, kiedy ma się kumin i curry?
Oczywiście najlepiej byłoby zastosować bulion domowej roboty, ale mi nigdy nie udaje się nic zamrozić. A tak przy okazji jak zamraża się rosół? W pojemnikach na lód? W słoiczkach? Nie pękną?
W przepisie proponują aby zupę posypać pestkami dyni, ale mi wydaje się, że smaczniejsza jest sama (nie przypuszczałam, że kiedykolwiek to powiem).

2 osoby

70 dag miąższu dyni
1/2 łyżeczki kuminu mielonego
1,5 łyżeczki curry
1/2 łyżeczki kurkumy
2 ząbki czosnku
2 łyżki oliwy
sól
500 - 600 ml bulionu warzywnego
śmietana

Dynię pokroić w kostkę, rozłożyć na pergaminie, a ten na blasze do pieczenia. Piekarnik nagrzać do 200 stopni.
Czosnek wycisnąć przez praskę, wymieszać z przyprawami i oliwą. Marynatą posmarować dynię, zapiekać przez ok. 20 minut (aż będzie miękka).
W tym samym czasie przygotować ciepły bulion.
Upieczoną dynię przełożyć do garnka. Miksować, powoli wlewając bulion.
Podawać z keksem śmietany i ew. uprażonymi pestkami dyni.
Pychota!

30 gru 2009

Sałatka z fenkułu


Sałatka z fenkułu

2 osoby

1 fenkuł (bulwa kopru włoskiego)
garść pestek dyni
1 -2 łyżki oleju z pestek orzechów włoskich
1 łyżeczka płynnego miodu (delikatnego, np. lawendowego)

Fenkuł posiekać. Olej podgrzać, wrzucić fenkuł. Podgrzewać, aż warzywo lekko zmięknie. Dodać łyżeczkę miodu, mieszać, aż się rozpuści. Posypać uprażonymi na suchej patelni pestkami dyni.
Sałatka na zdjęciu nie wygląda zachęcająco, ale jest bardzo smaczna.
Pasuje do mięs, ryb i risotto.

Smacznego!

29 gru 2009

Baffetto & Baffetto 2

Było już o pizzy w Neapolu, teraz przyszła kolej na Rzym. Pozostajemy przy ciepłych klimatach.



Pizza w Rzymie to zupełnie inna bajka. Rzymska odmiana pizzy ma znacznie cieńsze ciasto od neapolitańskiej (która jak na polską miarę ma ciasto cieniutkie). W rzymskiej pizzy spodu prawie nie ma, taki jest cieniutki. Ale wcale nie znaczy, że gorszy. Uwielbiam rzymską pizzę, miałam też okazję ją jeść znacznie częściej niż neapolitańską, więc można powiedzieć, że jest moją ulubioną.
I jak zawsze stawiam na prostotę - w Rzymie, tak samo jak i w Neapolu rządzi Margherita.

Moim zdaniem (ale też i przewodników) najlepszą pizzę w wiecznym mieście zjemy w Baffetto, via del Goveno Vecchi, wąska i ciemna, typowo rzymska ulica, na zachód od Piazza Navone. Jest to tradycyjna pizzeria, bardzo w stylu Da Micchele. Wnętrze z białymi kafelkami, pełne rodzinnych drobiazgów, tłoczne i gwarne, a na stołach papierowe obrusy. Właściciel (uroczy Baffetto) wita Cię w drzwiach i decyduje gdzie i kiedy usiądziesz. Oczywiście tutaj też są długaśne kolejki i najlepiej przyjść w dwójkę, wtedy zawsze was gdzieś upchną. Pizza w przyzwoitej cenie (od 5 euro), no i pyszne vino di casa (4 euro, za 0,5 l a nie kieliszek:)). Powinno się też spróbować ich specjalność - pizzy Baffetto, z warzywami i jajkiem, mniam.

Kto nie lubi turystycznych miejsc może udać się do Baffetto 2. Tak, tak, to ich mało znana filia, polożona, obok Campo dei Fiori. Pizza jest prawie tak samo smaczna jak w Baffetto, a może nawet smaczniejsza, gdyż można ją zjeść w spokoju. No i jest troszkę taniej. Miejsca w środku jest dużo, są też stoliki na zewnątrz z widokiem na stragan z pamiątkami:). W pizzerii tej jadałam prawie codziennie przez kilka miesięcy i nadal mi się nie znudziła. Ich Margherita to prawdziwa delicja. Cieniutkie ciasto, pyszny (nie puszkowy, ani koncentratowy) sos pomidorowy i ten ser. Oh ten ser - taki maślany, delikatny i podany w dużej ilości jak na taką cieniutką pizzę.
Pizzeria ta słynie też z najbardziej naburmuszonych kelnerów w mieście. Jeśli chcesz się poczuć niechcianym , zapraszam do Baffetto 2. Będą też próbować oszukać Cię na napiwku, lub coś wcisnąć dodatkowo. Ale nie zrażajcie się! Tam dają jeść jak w niebie.



Baffetto
Via del governo vecchio, 114
00186 - Roma (RM)
Tel. 06.6861617

Baffetto 2
Piazza del teatro di pompeo, 18
00186 - Roma (RM)
Tel 06.68210807
http://www.pizzeriabaffetto.it/

* zdjęcie Baffetto 2 pochodzi ze strony www.pizzeriabaffetto.it

28 gru 2009

Kapuśniaczki

Tak jak się obawiałam - nie umiem robić pierogów. Kiedyś mi się udało, ale wtedy nie byłam sama z ciastem. Uh.
Zaplanowałam sobie pyszne pierogi z kapustą (i odrobiną grzybów) na Wigilię, pełna zapału zabrałam się za przygotowanie farszu i ciasta. Niestety, ciasto wyszło twarde. Ale Psinka się nie poddaje! Nie zmarnuje farszu! Psinka rano w Wigilię biegnie kupić ukochane ciasto francuskie i pierogi z kapustą przemieniają się w pyszne paszteciki z kapustą.
Podaję przepis oryginalny, z boczkiem. Oczywiście na Wigilii były bezmięsne, ale szczerze mówiąc z boczkiem są jeszcze lepsze:)

5-6 osób

2 opakowania ciasta francuskiego
0,5 kg kiszonej kapusty
100 g surowego boczku
garść suszonych podgrzybków
1 cebula
1 marchewka
liść laurowy (złamany)
sól, pieprz
kminek mielony

Boczek pokroić w kostkę i obsmażyć na skwarki. Cebulę posiekać, marchewkę utrzeć na tarce. Do boczku dodać posiekaną cebulę, zrumienić. Kapustę dobrze odcisnąć, dodać razem z marchewką do cebuli z boczkiem. Wlać pół szklanki wody, dodać podgrzybki i złamany liść laurowy. Dusić pod przykryciem, aż wszystko będzie miękkie, a woda odparuje. Przyprawić solą, pieprzem i kminkiem.

Farsz ostudzić, zmielić w maszynce do mielenia mięsa.

Ciasto francuskie rozwałkować, wycinać okręgi o średnicy 8-9 cm. Nakładać na nie farsz, zostawić po 1 cm wolnego miejsca na brzegach. Brzegi lekko posmarować zimną wodą, skleić pierogi.

Pierożki/paszteciki piec w piekarniku przez 15 - 20 minut w temp. 220 stopni (z termoobiegiem, lub w 200 stopniach bez termoobiegu).

Świetnie pasują do barszczu czerwonego.

24 gru 2009



Zdrowych i pogodnych Świąt
życzy Psinka z rodziną

22 gru 2009

Delikatny makaron maślano-serowy

Właściwie zawsze kiedy robię "czyszczenie lodówki" wychodzi z tego coś fajnego. Ponieważ do każdego "znanego" przepisu brakuje przynajmniej jednego składnika trzeba trochę pogłówkować aby efekt końcowy był smaczny. Dodatkowym utrudnieniem jest złe samopoczucie współtowarzysza posiłku, które narzuca delikatną potrawę.
Jednakże na co tu narzekać mając w lodówce masło, ser pleśniowy i seler naciowy?

Delikatny makaron maślano-serowy

2 osoby

250 g makaronu spaghetti
100 g sera pleśniowego lazur
3 łodygi selera naciowego
1/4 szklanki mleka
1/4 szklanki białego wina
5 łyżek masła
kawałek boczku wędzonego (powiedzmy 75 g)
parmezan
sól, pieprz

Boczek pokroić w małą kostkę, wrzucić na rozgrzaną patelnię, zrumienić, zdjąć z patelni.
Seler pokroić w talarki, wrzucić na patelnię (tą samą na której smażył się boczek), dodać 1 łyżkę masła, podsmażyć. Wlać wino, dusić seler aż prawie cały płyn odparuje.

Makaron ugotować al dente, odcedzić.

Na patelnię wrzucić kawałki sera, wlać mleko, podgrzać aż ser się roztopi, często mieszając.
Połączyć z makaronem, dodać pozostałe masło, wszystko wymieszać. Przyprawić świeżo zmieloną solą i pieprzem.
Posypać usmażonym boczkiem oraz świeżo tartym parmezanem.

Smacznego!

21 gru 2009

Spaghetti con vongole

Kocham małże. Surowe ostrygi, ogromne cozze, a najbardziej chyba drobne vongole (małże wenus). Jest to trudna miłość w naszej bezmałżowej Polsce. Dlatego zawsze będąc zagranicą staram się jeść codziennie owoce morza.
Małże mają w sobie to coś, co sprawia że smakują najlepiej z minimalną ilością dodatków. Taką potrawą jest spaghetti vongole, pierwsze danie, które samodzielnie przygotowałam z owoców morza, pod czujnym okiem mojej włoskiej koleżanki Silvi.
W Polsce można oczywiście kupić zarówno świeże, jak i mrożone małże, jednak to nie to samo. Znacznie zabawniej jest iść na targ, włóczyć się po stoiskach z rybami i wybierać sprzedawcę z najtańszymi, ale też najładniej wyglądającymi okazami. A potem szybko do kuchni, szorowanie, gotowanie i konsumowanie. Rozkosz.



2 osoby:

250 g makaronu spaghetti lub linguine
świeżych vongoli (tyle ile kupimy, przynajmniej dwie garście, ale dla mnie im więcej tym lepiej)
pół pęczka natki
4-5 ząbków czosnku (zawsze przesadzam z czosnkiem, ale nie mogę się powstrzymać, jeśli w przepisie jest 1 ząbek czosnku, dla mnie oznacza to 3)
1/3 kieliszka białego wytrawnego wina (można pominąć)
szczypta mąki
pół szklanki oliwy

Małże włożyć do zimnej wody, aby oczyścić je z piasku. Te które się nie zamkną wyrzucić. Po 20 minutach odcedzić, dobrze wyszorować skorupki, jeśli są jakieś "wąsy" to je obciąć.
Makaron ugotować al dente.
Na patelni rozgrzać oliwę, wrzucić ząbki czosnku, lekko rozgniecione. Po 2 minutkach dodać małże, gotować aż się otworzą (2-3 minuty). Te które się nie otworzyły są zepsute, można je wyeliminować teraz lub później już na talerzu.
Zalać winem, podgotować, aż prawie cały alkohol wyparuje. Dodać oliwę i poprószyć szczyptą mąki (poprawi troszkę konsystencję sosu). Dodać posiekaną natkę i makaron, wymieszać na patelni. Podawać od razu.

Smacznego!

20 gru 2009

Słodkie ragout z kaczki

2 piersi kaczki
8 kasztanów
6 fig suszonych, pokrojonych
3 łyżki żurawiny (ze słoiczka)
100 ml bulionu (może być z kostki)
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżeczka brązowego cukru
szczypta słodkiej papryki
szczypta tymianku
sól
pieprz

Kasztany naciąć (krzyżyk na skorupce), bez nacięcia kasztany mogą "wybuchnąć". Gotować przez 5 minut we wrzącej wodzie z dodatkiem oleju. Wyjąć kasztany, obrać ze skórki, włożyć ponownie do wrzątku, gotować ok. 15 minut, odcedzić.
Kaczą skórę naciąć. Rozgrzać patelnię, smażyć pierś z kaczki z każdej strony przez 4 minuty, zaczynając od strony ze skórą.
Po tym czasie kaczkę wyjąć, przykryć folią aluminiową i odłożyć w ciepłe miejsce.
Na tą samą patelnię wrzucić figi (można dodać trochę oleju, jeśli wytopiło się za mało smalcu). Po 10 minutach oprószyć figi cukrem, wymieszać, dodać żurawinę, chwilkę podsmażyć. Wlać bulion i ocet balsamiczny. Podgrzać.
Kacze piersi pokroić w szerokie plastry. Dodać do garnka razem z kasztanami, chwilkę podsmażyć, mieszając od czasu do czasu.
Przyprawić papryką, tymiankiem, solą i pieprzem.
Można podawać z kuskusem.

Smacznego!

* bardzo zmodyfikowany przepis na kacze piersi z pigwą i kasztanami z miesięcznika Kuchnia, październik 2008

16 gru 2009

Pizza w Neapolu

Powinnam dokończyć przewodnik po Kotlinie Kłodzkiej. Powinnam napisać o pstrągu i smalcu.
Ale jest tak zimno, muszę się myślami wyrwać z Polski. Najlepiej w jakieś ciepłe rejony.
To może Neapol?


W chwili kiedy piszę tego posta w stolicy Kampanii jest 10 stopni i słońce. No dobra, nie są to upały, ale całkiem przyjemna perspektywa. Zresztą ja tam byłam tylko w lecie, w lipcu, więc w moich wspomnieniach jest upalnie.

Uwielbiam Neapol.
Miasto kontrastów, bogate Vomero i skrajna nędza dzielnicy hiszpańskiej. Śmieci na ulicach, arcydzieła architektury. Muzeum Capodimonte, złodzieje na motorynkach. I on - Albergo Reale dei Poveri - gigantyczny, zaniedbany, budzący respekt. Widziałam go tylko z autostrady biegnącej nad miastem, ale i tak nie mogę o nim zapomnieć. Fasada - 350 metrów długości, 103.000 m2, 1751 rok, przytułek, sierociniec, szpital. Podobno ostatnio zaczęto jego renowacje. Mam nadzieję, że uda im się ją skończyć, ale z Włochami to nigdy nic nie wiadomo.

W Neapolu byłam dwa razy. Za pierwszym razem przez miesiąc na wakacjach, kiedy jeszcze nie umiałam włoskiego, ani nie interesowałam się kuchnią (ale dobrze zjeść lubiłam zawsze). Jednak urokowi tego miasta uległam. Drugi pobyt był znacznie krótszy, ale bardziej intensywny. Codziennie jadłam pizzę, owoce morza i piłam dobre wino.
W Neapolu (a dokładnie pod Neapolem, w Pozzuoli) na polu namiotowym jadłam najlepszą mozzarellę w moim życiu. Rano poszłam do kempingowego sklepiku, kupiłam chleb, 2 pomidory i spytałam się o mozzarellę, lekko zniechęcona patrząc na pustawą, sklepową lodówkę. Wtedy pani wyciągnęła ze styropianianowego pudełka stojącego na ladzie jakąś bez kształtną białą masę. "Właśnie przywieźli, jeszcze nie zdążyłam rozpakować".
To było śniadanie smakoszy! Siedząc na trawie, rwaliśmy chleb, zagryzając pomidorem, a mleko z mozzarelli ciekło nam po palcach. Siarkowy zapach pobliskiego wulkanu tylko dodawał atmosfery niezwykłości.

Jednak nie o mozzarelli miałam pisać, a o pizzy.
Wiadomo pizza pochodzi z Neapolu. Ostatnio pizza z Neapolu otrzymała certyfikat gwarantowanej tradycyjnej specjalności UE. W pełni popieram. Jeśli nie jadłeś neapolitańskiej pizzy, to nie wiesz co to pizza.
A gdzie zjeść najbardziej tradycyjną z tradycyjnych pizz?
Należy udać się tam gdzie chodzą tubylcy. Czyli do pizzerii Da Michele. Mistrzowie pizzy od 1870 roku.
Niestety trzeba odstać swoje w kolejce (średnio 1 godzinę), więc nie czekajmy z wyjściem na obiad do ostatniej chwili. Najlepiej jeśli się jest w pojedynkę, ostatecznie w dwójkę. Najszybciej wtedy dostaniemy stolik, duże grupy mogą czekać w nieskończoność.
Gwarne, ciasne pomieszczenie, z białymi kafelkami, papierowymi obrusami, kuchnią otwartą na salę. Michele (tak go nazwałam w swojej głowie) przechadza się wśród klientów pytając czy smakowało, a tak naprawdę próbując się ich jak najszybciej pozbyć, aby zrobili miejsce dla kolejnych.
Da Michelle oferuje tylko 2 rodzaje pizzy - Margheritę i Marinarę (tylko sos pomidorowy). Ichniejsza Margeritta jest dowodem na to, że proste jedzenie jest najlepsze. Oczywiście musi być wykonane z najświeższych produktów z zachowaniem szacunku dla tradycji. Ciasto cienkie (ale nie tak jak w pizzach środkowych Włoch), nieforemne, im bardziej niekształtne, tym lepsze. Świeży sos pomidorowy, no i mozarella di buffola, rozpływająca się w ustach.
I co ważne - jest tam bardzo tanio, w końcu to miejsce dla mieszkańców tego niezwykłego miasta, a nie dla "bogaczy" z północy.




Camping Vulcano Solfatara
Pozzuoli (Na)
via Solfatara, 161 - 80078 - Pozzuoli
Tel.081/5267413 - Fax. 081/5263482
http://www.campeggi-italia.com/visita.asp?url=http://www.solfatara.it

L'antica Pizzeria "da Michele"
maestri pizzaioli dal 1870
Napoli - Via Cesare Sersale, 1/3
(angolo Via P. Colletta)
Tel. 0815539204
http://www.damichele.net/

* zdjęcia z L'antica Pizzeria "da Michele" pochodzą ze strony www.damichele.net

15 gru 2009

Pikantna zupa ziemniaczana

Rozgrzewająca zupka wieczorową porą to to co Tygryski lubią najbardziej.
Tygryski lubią też zupki kremy, dlatego zawsze wszystko miksują.

Pikantna zupa ziemniaczana

4 osoby

500 g ziemniaków
2 cebule
200 g marchewki
1 łyżka czerwonej pasty curry
pół kubeczka śmietanki 30%
sól, pieprz
1 łyżeczka masła
1 łyżeczka oliwy (nie extra virgin)
750 ml bulionu (może być z kostki, najlepiej ekologicznej)

Ziemniaki, marchewkę i cebulę obrać. Ziemniaki pokroić w kostkę, marchewkę i cebulę w talarki.
Rozgrzać masło z oliwą (najpierw wlać oliwę, potem dodać masło, w ten sposób masło się nie przypali), wrzucić cebulę i ziemniaki, podsmażyć. Dodać pastę curry i smażyć mieszając 3 minuty. Dodać marchewkę, zalać bulionem.
Gotować, aż wszystkie warzywa zmiękną (20 - 25 minut). Ostudzić, zmiksować.
Dodać śmietankę, przyprawić solą i pieprzem.
Zupkę podajemy albo z małymi grzaneczkami (kostki chleba usmażyć na oliwie) albo z grzankami z żółtym serem z piekarnika.

14 gru 2009

Gdzie kucharek 6 ...

tam nie ma co jeść.

Ale...

gdzie kucharek/kucharzy 4 ... tam są pierniczki!

Pieczenie pierniczków bożonarodzeniowych (tzn. na choinkę i do schrupania) w pojedynkę mija się z sensem.
Szczególnie, że ja nie umiem wyrabiać ciasta:)

4 zaprzyjaźnione osoby + 6 godzin pracy + 2 butelki wina + dużo śmiechu, ohów i ahów = duuużo pierniczków



"Och, jak pachnie!"
"Na pewno dodaliście przyprawę do pierników?"
"Dodaj jeszcze przyprawy do pierników!"
"W ogóle nie są korzenne!"
"Jeszcze szczypta przyprawy do pierników?"
"Ile jeszcze?..."
"Nudne te foremki..." (przy wycinaniu 103-go pierniczka)
"Pycha!"

A przy okazji można odkryć ukryte talenty, jak wyjątkowe zdolności plastyczne czy azbestowe palce.

No i wywołalimy zimę, w trakcie naszego pieczenia zaczął padać śnieg!



Maślane pierniczki

porcja na jedną dużą choinkę (myśmy zrobili pierniczki na 4 choinki, oj ciężko było, ciężko)

600 g mąki
200 g masła o temperaturze pokojowej
200 g brązowego cukru
2 jajka
6 łyżek miodu + 2 łyżki syropu klonowego (można poprzestać na miodzie)
1 łyżeczka esencji waniliowej
1, 5 łyżeczki proszku do pieczenia
skórka utarta z 1 cytryny
opakowanie przyprawy do pierników (lub nawet więcej, w zależności od upodobań)

Masło utrzeć z cukrem w makutrze (lub w mikserze).
Dodać miód, syrop klonowy, jajka, esencję waniliową i skórkę z cytryny. Dokładnie wymieszać.
W osobnej misce wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia i przyprawą do pierników.
Połączyć z masą maślaną, wyrobić na stolnicy posypanej mąką.
Odłożyć na godzinę do lodówki (lub na 15 minut do zamrażalnika).
Podzielić na części i każdą rozwałkować na cienkie płaty (3 - 4 mm).
Wyciąć foremkami ciastka, położyć na posmarowanym tłuszczem pergaminie. Zrobić dziurki (jeśli chcemy ciasteczka wieszać na choince).
Piec ok. 10 - 15 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.
Ostudzić, można dekorować lukrem.
Osobiście najbardziej lubię pierniczki nie lukrowane (bardziej mi smakują, no i po prostu nie umiem lukrować).

10 gru 2009

Ostatnie dynie sezonu

Jeśli chcemy wiedzieć, co jest akurat najlepsze w sezonie musimy iść na targ warzywny. Od dawna kieruję się zasadą, żeby kupować to co jest w danym miesiącu najtańsze, najładniejsze i jest sprzedawane przez największą liczbę pań i panów.
Na moim targu dostępne są jeszcze ślicznie pomarańczowe dynie. Niestety obawiam się, że grudzień to ostatni miesiąc dyniowego prosperity. Następna okazja - październik 2010.
Zawsze wybieram dynię ciemno-pomarańczową, odmiany o bladym miąższu wydają mi się bez smaku.

Salaka z pieczonej dyni

2 - 3 osoby

500 g miąższu dyni, pokrojonego (kwadraciki ok. 3x3 cm)
oliwa z orzechów włoskich
100 g sera pleśniowego (ja użyłam niebieskiego Lazura)
garść orzechów laskowych
garść obranych pistacji
1 łyżka miodu (wielokwiatowego)
suszony tymianek
sól
pieprz

Piec nagrzać do temperatury 180 stopni.
W naczyniu żaroodpornym ułożyć dynię, posypać ją tymiankiem (rozcierając w dłoniach), posolić, popieprzyć. Skropić oliwą z orzechów włoskich.
Piec aż dynia będzie miękka (ok. 25 minut).
Orzechy oraz pistacje lekko rozbić (np. w moździerzu), uprażyć na suchej patelni. Pod koniec prażenia dodać łyżkę miodu, wymieszać, aby miód ładnie obkleił orzechy.
Jeszcze ciepłą dynię posypać orzechami oraz pokrojonym na małe kawałeczki serem.

9 gru 2009

Kutia

Polecam odrobinę szaleństwa przy robieniu kutii. Ja np. zalałam pszenicę wrzątkiem na noc. Niestety zapomniałam o niej zupełnie następnego dnia rano i zabrałam się za robienie dania dopiero wieczorem (czyli pszenica moczyła się ok. 17 h).
Efekt: mięciutką pszenicę miałam już po 20 minutach gotowania (a nie 3 - 4 godzinach).
Bakalie też należy dodawać zgodnie z własnym upodobaniem, a nie przejmować się przepisami.
Nie polecam za to gotowania maku w mleku, można przypalić garnek (jak ja oczywiście).
Kiepskim pomysłem jest też próba przemielenia maku ręcznym mikserem...no chyba, że lubicie wyciągać ziarna maku spod powiek....

Jaki komentarz usłyszałam podając tą pyszną, nie za słodką kutie?
"Bardzo dobra, ale makiełki są lepsze!"
?!?
Wrryy...To jest właśnie to co kucharz chce usłyszeć po 2 godzinach ciężkiej pracy w kuchni.
No i co to są makiełki?!



Kutia

porcja bożonarodzeniowa (8 osób lub więcej)

1 szklanka pszenicy "na kutię"
1 szklanka maku
5 dag rodzynek (wcześniej sparzonych)
5 dag płatków migdałowych
5 dag orzechów laskowych rozbitych w moździerzu
5 suszonych daktyli, pokrojonych
4 łyżki miodu
2 łyżki cukru pudru
skórka z 1/3 cytryny
mleko do zalania maku

Pszenicę dobrze wypłukać, zalać na noc wrzątkiem. Odsączyć, zalać nową porcją wody, gotować, aż pszenica będzie miękka. Odcedzić, ostudzić.
Mleko zagotować, zalać nim mak. Odstawić na 30 minut. Mak odcedzić, zalać wrzątkiem i gotować, aż mak będzie można rozetrzeć między palcami. Mak odcedzić, ostudzić. Utrzeć w makutrze (ja tarłam 20 minut, z przerwą na próbę miksowania blenderem ręcznym:)).
Mak połączyć z pszenicą, dodać bakalie. W szklaneczce rozpuścić miód, dodać do kutii. Na koniec dodać skórkę z cytryny i cukier puder.
Przechowywać w lodówce do dwóch dni. Pewnie można dłużej, ale się nie dowiemy, bo tak szybko znika.

8 gru 2009

Kaczka confit

2 osoby

2 nogi kacze
1 litr oleju rzepakowego (lub tłuszczu kaczego bądź gęsiego, jeśli ktoś posiada takowy)
1 główna czosnku
3 łyżeczki soli morskiej
4 łyżeczki suszonego tymianku
2 złamane liście laurowe
ziele angielskie
gałązka rozmarynu

Sól rozetrzeć z 3 ząbkami czosnku i tymiankiem. Natrzeć tą suchą marynatą udka, odstawić na 12 godzin (a przynajmniej na 2 h).
Zamarynowane udka przełożyć do garnka, zalać tłuszczem, dodać ziele angielskie, liście laurowe i rozmaryn. Wrzucić pozostałe ząbki czosnku (nie obrane, ale lekko rozgniecione drewnianą łyżką).
Gotować na małym ogniu ok. 1,5 godziny.
Piec nastawić na 180 stopni, włożyć udka na 5-10 minut w celu przyrumienienia ładnie udek.

Można podawać z białą fasolką (przepis poniżej) lub z gratin dauphinos (zapiekane ziemniaczki po francusku).

Fasolka z warzywami

2 - 3 osoby

puszka białej fasolki
marchewka
kawałek selera
cebula
1 ząbek czosnku
koncentrat pomidorowy
2 goździki
złamany na pół liść laurowy
ziele angielskie
oliwa

Cebulę i czosnek drobno posiekać, marchewkę i seler pokroić w plasterki.
1,5 łyżki koncentratu pomidorowego rozcieńczyć w 1 małej szklance wody.
1 łyżkę oliwy podgrzać, wrzucić warzywa, podsmażyć 5 - 7 minut, mieszając od czasu do czasu. Dodać rozcieńczony koncentrat, przyprawy, zagotować.
Przełożyć do naczynia żaroodpornego, dodać fasolkę.
Zapiekać pod przykryciem ok. 1 h w temp. 180 stopni. Pod koniec ściągnąć przykrywkę, chwilkę zapiekać. W tym momencie można też posypać bułką tartą i zapiekać, aż bułka się zrumieni (niestety nie miałam w domu ani bułki tartej ani czerstwego chleba).

7 gru 2009

Błyskawiczny makaron



2 osoby

250 g krótkiego makaronu
150 g obranych orzechów włoskich
1 duży pęczek natki pietruszki
pół kostki masła
1 duży ząbek czosnku
świeżo zmielona sól, pieprz
parmezan

Makaron ugotować al dente, odcedzić.
Kiedy makaron się gotuje orzechy uprażyć na suchej patelni, posiekać.
W misce wymieszać masło z wyciśniętym (przez praskę) czosnkiem, solą, pieprzem, ciepłymi orzechami i posiekaną natką.
Jeszcze gorący makaron przełożyć do miski, wszystko razem dobrze wymieszać. Posypać świeżo tartym parmezanem.
Czas wykonania - 10 minut. Pyszne, ale bardzo kaloryczne.

3 gru 2009

Przewodnik Kulinarny - Kotlina Kłodzka cz. I


Zwiedzając Kotlinę Kłodzką dawno, dawno temu (czyli prawie 3 lata temu) po raz pierwszy pomyślałam o napisaniu bloga. Nie miał to być blog kulinarny, tylko przewodnik dla ludzi takich jak ja - lubiących dobrze zjeść, nie wydając od razu majątku.
Kotlina Kłodzka okazała się miejscem zaskakującym, zupełnie nie spodziewałam się tak pięknych widoków, budynków i jedzenia. Do dziś wspominam niektóre smaki i zastanawiam się kiedy ją ponownie odwiedzę.

Tuż po powrocie z wyjazdu napisałam post o pierogach. Nigdy go nie opublikowałam, schował się gdzieś na długie lata w czeluściach mojego dysku C. Teraz go odkopałam:) Jest troszkę przydługi, ale nie chcę go zmieniać. Oto i on:

Jakby ktoś mnie zapytał o najlepsze pierogi ruskie to bez zastanowienia odpowiem – Bystrzyca Kłodzka! To znaczy wcześniej przejdzie mi na myśl moja Babcia – oh co za pierogi – takie duże, podłużne, nie najlepiej sklejone (nazwałabym je rozlazłymi), z przepysznym farszem, taki w którym widać każdą grudkę serka i ziarnko pieprzu – mniam. Były to pierogi królewskie!
No cóż, rozmarzyłam się, wiec może jeszcze dodam, że zawsze jadaliśmy je na białych talerzach, w kuchni Babci, polane duża ilością stopionego masełka (smażoną cebulkę, bułkę tartą czy też podpieczoną kiełbaskę nauczyłam się dodawać dopiero na studiach).
Wracają do najlepszych pierogów w Polsce (poza babcinymi, podejrzewam, że bezwątpliwymi zwycięzcami dla każdego)... Bystrzycę Kłodzką – miasteczko, które nazywam zapomnianym przez Boga (mam nadzieję, ze nikt się nie obrazi, naprawdę mi się tam podobało) odwiedziliśmy w tym roku w trakcie długiego weekendu majowego. W pierwotnych planach miało to by nasze docelowe miejsce podróży, gdyż w starym jak świat przewodniku Pascala („Weekend po Polsce”, czy coś takiego) zobaczyłam śliczny rysunek Bystrzyca – widok od strony rzeki. Ostatecznie nocowaliśmy w innych miejscowościach, ale Bystrzycę odwiedzić musieliśmy. W Kłodzku wsiedliśmy do pociągu pośpiesznego do Międzyrzecza (niestety tam nie dojechaliśmy, a szkoda, bo pewnie jest to kolejne rewelacyjne miejsce), po godzince wysiadka w Bystrzycy. Od razu zorientowaliśmy się, że to zupełnie coś innego niż się spodziewaliśmy. Przy dworcu natknęliśmy się na Muzeum Filumenistyczne. Dla ignorantów, takich jak ja, wyjaśnię, że jest to muzeum zapałek. Polecam - ogromna ekspozycja pudełek, zapalniczek, krzesiw, umiejscowiona na końcu świata. Dodatkowo można tam kupić prześliczne pudełka z zapałkami na prezent. Usatysfakcjonowani niespodzianką poszliśmy zwiedzać to intrygujące miasto. Wyglądało jakby tam się nic nie zmieniło, dajmy na to od lat 60-tych. Średniowieczna brama stoi w sąsiedztwie bloku z lat głębokiego PRLu, na ulicach gromadki brudnych dzieci bawią się obok mafijnego BMV. Na rynku plac, ratusz, wieża widokowa i tylko jedna restauracja, zdecydowanie nie w naszym stylu. Udaliśmy się wiec w najbardziej tajemnicze zakamarki, czyli bramy i podwórza. Przy ulicy Okrzei (chyba – jedna z dwóch odchodzących od rynku w kierunku muzeum) wpadliśmy do baru na pierogi. Zamówiliśmy podwójną porcję. Dokładnie o 14:03 zorientowaliśmy się, że nasz pociąg jest o 14:08, a nie jak sądziliśmy o 14:38. Poprosiłam panią o szybkie spakowanie pierogów i biegiem na stację. Tak więc najlepsze pierogu w Polsce jedliśmy w pociągu relacji Bystrzyca Kłodzka – Wrocław, przy użyciu jednej tylko plastikowej łyżeczki (o dziwo wpakowałam ją do plecaka wcześniej razem z jogurtem). Pierogi były standardowej wielkości, fachowo sklejone z bardzo wyrazistym farszem (to co lubię czyli widoczne ziarenka pieprzu). Nie jestem najlepsza w opisywaniu smaków, ale zapewniam, że lepszych nie jadłam. Cebulka – idealnie podsmażona, farsz zbity, ciasto delikatne, nic bym nie zmieniła. Muszę w ogóle przyznać, że Kotlina Kłodzka chyba powinna być uznana „małą ojczyzną” pierogów ruskich, zarówno w Kłodzku, jak i w Dusznikach jedliśmy wyśmienite.


2 gru 2009

Nowy nabytek

Wczoraj odebrałam na poczcie moją nowiutką, śliczniutką makutrę. Wcześniej nie miałam makutry, w ogóle jestem ignorantką w sprawach cukierniczych.
Jestem bardzo podekscytowana. Uważam, że jest idealna. Piękna ceramika, śliczne rownki w środku, pękata, a jednocześnie zgrabna.



W sobotę spróbuję zrobić moją pierwszą kutię (musze poćwiczyć przed Świętami).
U mnie w domu na Boże Narodzenie nie przyrządza się kutii, ale w Podkarpackim jest ona typowym daniem wigilijnym i miałam przyjemność kosztować ją zawsze odwiedzając w tym okresie moje koleżanki z podstawówki. Tak więc kutia kojarzy mi się z dzieciństwem i z moim ambitnym planem, że jak tylko sama będę szykować kolację wigilijną to wprowadzę kutię do repertuaru na stałe.
W tym roku po raz pierwszy spędzam Święta poza domem rodzinnym, w Krakowie. Wigilia co prawda nie będzie u nas, ale każdy ma przynieść jakąś potrawę. Ja postanowiłam przynieść kutię i bezczelnie twierdzić, że to moja tradycja!
Aby wyszło bardziej realistycznie kutia musi być dobra. Tak więc mam całe 3 tygodnie na eksperymenty, aż dzięki różnym proporcjom składników w końcu uzyskam kutię mojego dzieciństwa.
A ponieważ jestem tradycjonalistką to sama utrę mak. W mojej makutrze:)
Trochę się tego przedsięwzięcia obawiam, więc myślę, że zabiorę się za to dopiero w sobotę.
Karol, trzymaj kciuki!

* zdjęcie pochodzi z serwisu Allegro, na którym zamówiłam moją śliczną makutrę. Mój aparat znowu odmówił posłuszeństwa

1 gru 2009

Kurczak po tajsku

Tak naprawdę to nie wiem jak smakuje kurczak po tajsku. Nie miałam jeszcze przyjemności spróbować prawdziwej tajskiej kuchni. Mam nadzieje te braki nadrobić w najbliższej przyszłości (może w zbliżające się urodzinki).
Przepis ten jest moją bardzo luźna wersją przepisu Kurta Schellera kaczki po tajsku (stąd nazwa). Możemy danie też nazwać Kurczakiem w mleczku kokosowym, albo Kurczakiem na ostro.

Kurczak po tajsku

4 osoby

filet (podwójny) z kurczaka
1 marchewka
1 por (tylko biała część)
kawałek selera
1 bakłażan
1 cebula
1 źdźbło trawy cytrynowej
1 - 1,5 puszki mleczka kokosowego
2 łyżki czerwonej pasty curry
przyprawa 5 smaków
olej z ryżu
oliwa

Bakłażan pokroić w kostkę, podsmażyć na oliwie (długo, jak to z bakłażanem), odcedzić z tłuszczu na papierowym ręczniczku.
Wszystkie pozostałe warzywa pokroić w cienkie paseczki, a kurczaka w większe paski.
W woku podgrzać 1 łyżkę oleju, wrzucić kurczaka. Podsmażyć, aż się ładnie zrumieni.
Dodać cebulę, trawę cytrynową, marchew, pora i selera. Podsmażyć 2 minutki.
Przyprawić czerwoną pastą curry i szczyptą przyprawy 5 smaków. Zalać mlekiem kokosowym, gotować w nim, aż warzywa zmiękną a kurczak nie będzie surowy.
Podawać z ryżem basmati.