3 gru 2009

Przewodnik Kulinarny - Kotlina Kłodzka cz. I


Zwiedzając Kotlinę Kłodzką dawno, dawno temu (czyli prawie 3 lata temu) po raz pierwszy pomyślałam o napisaniu bloga. Nie miał to być blog kulinarny, tylko przewodnik dla ludzi takich jak ja - lubiących dobrze zjeść, nie wydając od razu majątku.
Kotlina Kłodzka okazała się miejscem zaskakującym, zupełnie nie spodziewałam się tak pięknych widoków, budynków i jedzenia. Do dziś wspominam niektóre smaki i zastanawiam się kiedy ją ponownie odwiedzę.

Tuż po powrocie z wyjazdu napisałam post o pierogach. Nigdy go nie opublikowałam, schował się gdzieś na długie lata w czeluściach mojego dysku C. Teraz go odkopałam:) Jest troszkę przydługi, ale nie chcę go zmieniać. Oto i on:

Jakby ktoś mnie zapytał o najlepsze pierogi ruskie to bez zastanowienia odpowiem – Bystrzyca Kłodzka! To znaczy wcześniej przejdzie mi na myśl moja Babcia – oh co za pierogi – takie duże, podłużne, nie najlepiej sklejone (nazwałabym je rozlazłymi), z przepysznym farszem, taki w którym widać każdą grudkę serka i ziarnko pieprzu – mniam. Były to pierogi królewskie!
No cóż, rozmarzyłam się, wiec może jeszcze dodam, że zawsze jadaliśmy je na białych talerzach, w kuchni Babci, polane duża ilością stopionego masełka (smażoną cebulkę, bułkę tartą czy też podpieczoną kiełbaskę nauczyłam się dodawać dopiero na studiach).
Wracają do najlepszych pierogów w Polsce (poza babcinymi, podejrzewam, że bezwątpliwymi zwycięzcami dla każdego)... Bystrzycę Kłodzką – miasteczko, które nazywam zapomnianym przez Boga (mam nadzieję, ze nikt się nie obrazi, naprawdę mi się tam podobało) odwiedziliśmy w tym roku w trakcie długiego weekendu majowego. W pierwotnych planach miało to by nasze docelowe miejsce podróży, gdyż w starym jak świat przewodniku Pascala („Weekend po Polsce”, czy coś takiego) zobaczyłam śliczny rysunek Bystrzyca – widok od strony rzeki. Ostatecznie nocowaliśmy w innych miejscowościach, ale Bystrzycę odwiedzić musieliśmy. W Kłodzku wsiedliśmy do pociągu pośpiesznego do Międzyrzecza (niestety tam nie dojechaliśmy, a szkoda, bo pewnie jest to kolejne rewelacyjne miejsce), po godzince wysiadka w Bystrzycy. Od razu zorientowaliśmy się, że to zupełnie coś innego niż się spodziewaliśmy. Przy dworcu natknęliśmy się na Muzeum Filumenistyczne. Dla ignorantów, takich jak ja, wyjaśnię, że jest to muzeum zapałek. Polecam - ogromna ekspozycja pudełek, zapalniczek, krzesiw, umiejscowiona na końcu świata. Dodatkowo można tam kupić prześliczne pudełka z zapałkami na prezent. Usatysfakcjonowani niespodzianką poszliśmy zwiedzać to intrygujące miasto. Wyglądało jakby tam się nic nie zmieniło, dajmy na to od lat 60-tych. Średniowieczna brama stoi w sąsiedztwie bloku z lat głębokiego PRLu, na ulicach gromadki brudnych dzieci bawią się obok mafijnego BMV. Na rynku plac, ratusz, wieża widokowa i tylko jedna restauracja, zdecydowanie nie w naszym stylu. Udaliśmy się wiec w najbardziej tajemnicze zakamarki, czyli bramy i podwórza. Przy ulicy Okrzei (chyba – jedna z dwóch odchodzących od rynku w kierunku muzeum) wpadliśmy do baru na pierogi. Zamówiliśmy podwójną porcję. Dokładnie o 14:03 zorientowaliśmy się, że nasz pociąg jest o 14:08, a nie jak sądziliśmy o 14:38. Poprosiłam panią o szybkie spakowanie pierogów i biegiem na stację. Tak więc najlepsze pierogu w Polsce jedliśmy w pociągu relacji Bystrzyca Kłodzka – Wrocław, przy użyciu jednej tylko plastikowej łyżeczki (o dziwo wpakowałam ją do plecaka wcześniej razem z jogurtem). Pierogi były standardowej wielkości, fachowo sklejone z bardzo wyrazistym farszem (to co lubię czyli widoczne ziarenka pieprzu). Nie jestem najlepsza w opisywaniu smaków, ale zapewniam, że lepszych nie jadłam. Cebulka – idealnie podsmażona, farsz zbity, ciasto delikatne, nic bym nie zmieniła. Muszę w ogóle przyznać, że Kotlina Kłodzka chyba powinna być uznana „małą ojczyzną” pierogów ruskich, zarówno w Kłodzku, jak i w Dusznikach jedliśmy wyśmienite.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz