2 gru 2009

Nowy nabytek

Wczoraj odebrałam na poczcie moją nowiutką, śliczniutką makutrę. Wcześniej nie miałam makutry, w ogóle jestem ignorantką w sprawach cukierniczych.
Jestem bardzo podekscytowana. Uważam, że jest idealna. Piękna ceramika, śliczne rownki w środku, pękata, a jednocześnie zgrabna.



W sobotę spróbuję zrobić moją pierwszą kutię (musze poćwiczyć przed Świętami).
U mnie w domu na Boże Narodzenie nie przyrządza się kutii, ale w Podkarpackim jest ona typowym daniem wigilijnym i miałam przyjemność kosztować ją zawsze odwiedzając w tym okresie moje koleżanki z podstawówki. Tak więc kutia kojarzy mi się z dzieciństwem i z moim ambitnym planem, że jak tylko sama będę szykować kolację wigilijną to wprowadzę kutię do repertuaru na stałe.
W tym roku po raz pierwszy spędzam Święta poza domem rodzinnym, w Krakowie. Wigilia co prawda nie będzie u nas, ale każdy ma przynieść jakąś potrawę. Ja postanowiłam przynieść kutię i bezczelnie twierdzić, że to moja tradycja!
Aby wyszło bardziej realistycznie kutia musi być dobra. Tak więc mam całe 3 tygodnie na eksperymenty, aż dzięki różnym proporcjom składników w końcu uzyskam kutię mojego dzieciństwa.
A ponieważ jestem tradycjonalistką to sama utrę mak. W mojej makutrze:)
Trochę się tego przedsięwzięcia obawiam, więc myślę, że zabiorę się za to dopiero w sobotę.
Karol, trzymaj kciuki!

* zdjęcie pochodzi z serwisu Allegro, na którym zamówiłam moją śliczną makutrę. Mój aparat znowu odmówił posłuszeństwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz