29 sty 2010

Les Moules-Frites - Bruksela


Na dwie rzeczy zawsze mam ochote - pierogi ruskie i mule (troszkę z innej beczki).
Mule z frytkami. Mniam.
Jadałam mule z frytkami w Belgii, we Francji, we Włoszech i w Polsce. Mule zawsze są dobre. Ale niektóre są wyśmienite.
Belgia i Francja toczą cichy spór kto wymyślił mule po marynarsku i w przypływie geniuszu dodał do nich frytki. Ja opowiadam się za Belgią. Szczególnie, że uważam, ich frytki za najlepsze(a o frytki Francuzi i Belgowie też się spierają...ale czy o coś się nie kłócą?).
Na pyszne tradycyjne mule zapraszam do tawerny Au Vieux Bruxelles (jak sama nazwa wskazuje w Brukseli). Tawerny z historią - podają mule już od 1882 roku!
Nie jest to tania restauracja, dodatkowo zawsze pełna, trzeba czekać na stolik. Nie można go zarezerować wcześniej, więc najlepiej udać się na piwo do pobliskiej knajpy i poczekać , aż upłynie wyznaczony przez kelnera czas oczekiwania. Niemniej jednak błogostan, w który popadniemy po zjedzeniu ich potraw i wypiciu pysznego belgijskiego piwa wart jest zachodu.
Porcje są ogromne, a wybór les moules duży. My jedliśmy Vin blanc (tradycyjne z białym winem), Au chateau d'Arville (z serem pleśniowym) i Ail creme (z czosnkiem). Najbardziej smakowały mi z serem, ale ja szaleję za serem, więc łatwo można to wytłumaczyć. Teraz pewnie wybrałabym Leffe Blonde, z piwem...mogłoby być ciekawie.



Mówi się, że Bruksela to nudne miasto. Podobno zajęła nawet 2 miejsce w rankingu na najnudniejsze miasta Europy.
Jadąc tam nie miałam wielkich nadziei co do stolicy Europy.
Jakże błędne są powszechne opinie.
Bruksela żyje! I to całkiem fajnie.
Codziennie ciekawe koncerty, wystawy, wernisaże. W zacisznych uliczkach starego miasta ukrywają się urocze kawiarenki.
W mieście wytworzył się mój ulubiony podział dzielnicowy. Każda dzielnica żyje swoim życiem. Nie trzeba jechać do "centrum" aby miło spędzić czas.
No i ta architektura.
Czy jest coś piękniejszego niż Art Nouveau?

Dziwne to miasto. Może troszkę bez tożsamości, ale byłam za krótko aby to stwierdzić. W mieście jest bardzo dużo małych społeczności (urzędnicy europejscy + ich świta), z których utrzymują się tubylcy. Ale jednocześnie ci przyjezdni z czasem stają się tubylcami.
Tak więc zdecydowanie nie jest nudno.
Za to jest smacznie.



Au Vieux Bruxelles
Rue Saint-Boniface 35
B-1050 Bruxelles
tel.: 02 503 31 11
http://www.auvieuxbruxelles.com/

Godziny otwarcia:
Wtorek - Czwartek: 18h30 - 23h30
Piątek - sobota: 18h30 - 24h00
Niedziela: 12h00 - 15h00 i 18h30 - 23h30

* zdjęcie z wnętrza restauracji pochodzi ze strony http://www.auvieuxbruxelles.com/

23 sty 2010

Makaron z wędzonym łososiem



Miał być przewodnik, a będzie makaron. Można sie było tego spodziewać:)

Nie jest to może objawienie, ale całkiem przyzwoite danie.


Spaghetti z porem i wędzonym łososiem

6 osób:

550 g makaronu
150 g wędzonego łososia (najsmaczniejszy będzie z całego kawałka, ale mogą być też plastry)
2 pory (tylko biała cześć)
szklanka śmietanki 18%
kieliszek białego wytrawnego wina
oliwa do smażenia
1 łyżka masła
pół pęczka natki pietruszki
sól, pieprz

Pory przekroić na pól, wypłukać. Pokroić drobno w półksiężyce.
Łososia rozdrobnić.
Makaron ugotować al dente.

Oliwę rozgrzać razem z masłem na patelni, wrzucić pory.
Dusić, aż pory zmiękną. Dodać wino, zagotować.
Kiedy większość wina wyparuje, dodać śmietanę, podgotować. Posolić, popieprzyć.
Wymieszać z makaronem, natka i ryba. Od razu podawać.

Smacznego!

20 sty 2010

Zastój w kuchni

Obecnie mało gotuję. To znaczy gotuję, ale jakoś mi nie wychodzi nic ciekawego. To się chyba nazywa "niemoc twórcza". Mam nadzieję, że szybko przejdzie.
Czekając na natchnienie będę pisać przewodnik kulinarny, co zresztą już zaczęłam robić:)

19 sty 2010

Charlie’s Café - Londyn



Londyn. Portobello Road. Słoneczne majowe południe. W poszukiwaniu gałek do szafek kuchennych i porcelanowego lustra. Zapowiada się piękny spacer, zakończony wizytą w Books for Cooks. Ale najpierw muszę się napić kawy. I może zjeść coś słodkiego, trzeba dostarczyć organizmowi energii.
Charlie’s Café. Przypadkowa kawiarnia. Ukryta w podwórku obok sklepu ze szkocką wełną.
Wystrój - kolor biały, metal, drewno. Moja ulubiona kombinacja. Dopracowana w każdym szczególe, ale nie sztywna. Bardzo przytulna. Miła obsługa, gwarno, ale nie za głośno.
A do tego - tylko organiczne jedzenie. Mało tego - nie tylko jedzenie! Czekając na kawę można poczytać o pochodzeniu lamp, stołów czy zastawy. Wszystko od zaprzyjaźnionych, malych producentów.
A smak? Przychota. Ogromne cappuciono z puszystą pianką, czekoladowa muffinka i wyjątkowo owocowy sok gruszkowy. Wszystko przepełnione smakiem, nic dodać nic ująć. Po prostu dobre składniki i już.
Nie jestem organicznym maniakiem, zresztą w Polsce byłoby to bardzo trudne. Kupuję na targu, więc pocieszam się, że wspieram regionalnych producentów i może nawet dostaję towar ekologiczny. Ale chciałabym aby i u nas powstawały miejsca takie jak Charlie's Café. Miejsca gdzie wiesz co jesz.

PS: A na obiad - coś ze straganów z Portobello Road - kuchnia ze wszystkich stron świata.



Polecam:

Charlie’s Portobello Road Café
59A Portobello Road
Notting Hill
London
W11 3DB
Tel: 0207 2212422
http://charliesportobelloroadcafe.co.uk/index.php

* zdjęcia kawiarni pochodzą ze strony Charlie's Cafe'

10 sty 2010

Włoska zupa cebulowa



Zupa cebulowa pochodzi z Francji (a przynajmniej tak mi się zdaje), ale co tam...dodajmy troszkę włoskiego likieru Disaronno i już możemy ja dumnie nazywać włoską zupą cebulową.
Sekret dobrej zupy cebulowej tkwi w bardzo długim czasie duszenia cebuli przed zalaniem jej wodą. Ja wytrzymuję 40 minut, chociaż im dłużej tym lepiej.




Zupa cebulowa

4 osoby

50 ml oliwy (ale nie z pierwszego tłoczenia)
500 g cebuli
500 ml wody lub wywaru
szczypta mielonych goździków
liść laurowy
sól, pieprz
1,5 kielonka likieru Disaronno

Cebulę obrać i pokroić w piórka.
Oliwę rozgrzać, wrzucić cebulę, dusić, często mieszając przez ok. 40 minut (lub dłużej).
Cebulę zalać wodą, dodać złamany liść laurowy, goździki. Zagotować. Dodać likier. Posolić, popieprzyć.

Podawać z grzankami z żółtym serem. Można, a nawet powinno się, włożyć grzankę do zupy, posypać serem i zapiec w piekarniku, aż ser się rozpuści. Ja niestety nie mam tak wytrzymałych miseczek na zupę.

Smacznego!

8 sty 2010

Wieprzowina z gruszkami i czerwoną cebulą


W zamrażalniku mam sporą ilość wieprzowinki, prosto od rzeźnika.
Dostałam w prezencie.
Niestety mam problem z identyfikacją tuszki, kawałki nie są opisane, a ja zoologiczną ignorantką jestem.
Wczoraj rozmroziłam coś co chyba było szynką. A może schabem, ale raczej szynką.
Znalazłam przepis w ofiarowanej mi kiedyś książce "Zdrowe dania z jednego garnka" (dużo dostaję prezentów, co?), ale kiedy się zabrałam za jego realizację okazało się, że nie mam ponad połowy składników, więc musiałam improwizować.
Wyszło nieźle, chociaż następnym razem coś zmienię. Może przed pieczeniem obsmażę cebulkę z octem balsamicznym, a może wyeliminuję gruszki. Jeszcze nie wiem. A co Wy byście zmienili?

Wieprzowina z gruszkami i syropem klonowym

4 osoby

6 kotletów z szynki wieprzowej
3 czerwone cebule
2 gruszki
3 łyżki oliwy z oliwek
4 łyżki octu balsamicznego
2 łyżki syropu klonowego
3 ząbki czosnku
2 łyżki świeżo siekanej szałwii
1 łyżeczka kuminu mielonego
sól, pieprz

Wyciąć z szynki kotlety o szerokości 2 cm, nie rozbijać.
W torebce foliowej (jak Nigella:)) przygotować marynatę: oliwa + posiekana szałwia + pokrojone ząbki czosnku + 2 łyżki octu balsamicznego + kumin. Włożyć mięso, "pomaltretować" torebkę, aby rozprowadzić marynatę. Włożyć do lodówki na 1 godzinę.

Piekarnik nagrzać do 200 stopni, ustawić funkcję zapiekania od góry.
Cebulę pokroić w ósemki, rozłożyć w formie do zapiekania. Przełożyć na warzywa mięso razem z marynatą.
Piec ok. 30 minut, aż mięso się ładnie zrumieni, a cebula zmięknie.

Gruszki pokroić w ósemki, wyciąć gniazda nasienne. Połączyć z syropem klonowym i 1 łyżką octu balsamicznego.
Gruszki przełożyć na pieczące się mięso, polać sosem. Piec jeszcze 10 minut, aż gruszki zmięknął.

Smacznego!

7 sty 2010

Król Skorupiaków, Rzym. cz III


Jakoś często "lądowałam" na Trastevere, dzielnicy uciech, zabaw, młodzieży. Lubię ją, ale nie jest moją ulubioną. Najchętniej włóczyłam się po labiryncie uliczek starego miasta, obok Panteonu, badź prowadzących do Campo di Fiori. No i Awertyn, oaza spokoju. W centrum, a jednocześnie tak od niego daleki.
Wracając na Zatybrze...
Raz się okropnie zatrułam, najgorsze zatrucie w moim życiu. Pech chciał, że akurat byłam przez 2 dni w Rzymie. Co za tortura! Inni na śniadanie wcinali mozzarellę, prosciuto crudo, bądź cornetto z czekoladą, a ja....dzióbałam suchutkiego rogalika, popijając wodą. Potem musiałam się wyrzec dobrej pizzy...znowu woda. Ale wieczorem poczułam się gotowa na coś ciepłego. Ale co nie podrażni brzuszka?
Instynkt podpowiedział mi spaghetti vongole. Jest śliskie, delikatne. Tylko gdzie zjeść naprawdę dobre owoce morza, bezpieczne owoce morza? Koleżanka przypomniała mi o restauracji na Trastevere, gdzie zawsze, ale to zawsze było pełno. No i już byłyśmy w Il Duca na Trastevere.

Za pierwszym razem zjadłam tradycyjne spaghetti vongole. Idealne. Ale później jadałam tam tylko spaghetti allo scalio. Rewelacja! Myślisz sobie - makaron z owocami morza, normalka, wiadomo, że będzie dobry. Ale ich spaghetti allo scalio nie jest tylko dobre, jest perfekcyjne. Każdy "składnik" ma idealną miękkość, nic nie jest rozgotowane, niczego nie jest za dużo czy za mało. I nawet sosu pomidorowego, którego nie lubię z owocami morza, nie oddałabym za żadną cenę.

Wystrój typowej trattorii, kelnerzy z dziada pradziada (grzeczni, a to się rzadko zdarza) i kolejka przed wejściem. Ale można zrobić wcześniej rezerwację. Aha, zamknięte (jak i inne restauracje we Włoszech) w godzinach popołudniowych, otwierają dopiero o 20:00.

IL DUCA IN TRASTEVERE
Vicolo del cinque, 52/56
00153 - Roma (RM) Italia
Tel. 06.5817706