4 mar 2010

Miksery, bułeczki, suflety

Taa-taaam:



Oto i on!
Mój prezent. Ten czarny obok młynka do pieprzu.



Śliczny, prawda?

Może mało ambitny, bo kto by nie chciał dostać miksera Kitchen Aid pod choinkę, ale co tam. Potrzebuję go. A, że podróż morska ze Stanów trwała długo, to jest jeszcze bardziej wyczekiwany.

Na pierwszy ogień poszły pszenne bułeczki według przepisu Liski.
Właściwie było to podejście numer dwa do tych bułeczek. Po raz pierwszy robiłam ciasto ręcznie i niestety zupełnie nie wyrosło (ale bułeczki mimo, że zakalcowate były pyszne). Troszkę się załamałam. Liska pisze, ze zawsze się udają, a mi zakalec wyszedł.
Cóż, muszę się pogodzić z faktem, że nie umiem ugniatać ciasta. Jak byłam mała to w kuchni tylko wyjadałam resztki masy sernikowej z miski, a nie uczyłam się piec. To samo z ubijaniem piany. Mam za słabe ręce, albo za mało cierpliwości.
No ale od czego jest Kitchen Adi?:)
Tak więc bułeczki, po ugnieceniu ciasta przez maszynę ładnie urosły i były pyszne. Posypałam je moją ulubioną czarnuszką.



Następnie zabrałam się za suflet czekoladowy. Wysoko sobie postawiłam poprzeczkę. Tak wysoko, że aż wysadziłam korki w mieszkaniu:)
Ale suflet był smakowity, niedługo podam przepis.

6 komentarzy:

  1. Gratuluję nowego pomocnika! Mój też sprawuje się doskonale :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    Ja ostatnio marzę o maszynce do mięsa... już niedługo :)
    Śliczne bułeczki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki!
    a co do maszynki do mięsa, to ja mam taką stara, na korbkę. Ciężka sprawa, ale swój urok ma:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A jak rozwiązałaś sprawę prądu (czy można w stanach zakupić na 220V)?
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  5. Natalia, dostałam mikser od razu z transformatorem prądu. Na razie nie narzekam.

    OdpowiedzUsuń