Wiosna (lato?) w pełni, a ja jestem słabiuteńka.
Może anemia?
Mój organizm krzyczy buraki!
A jak krzyczy to trzeba słuchać.
W bardzo krótkich odstępstwach czasu zrobiłam chłodnik z botwinki, makaron z botwinką (obydwa opisze niedługo) i sałatkę z pieczonymi młodymi buraczkami. I nadal mi mało!
Szaleję za pieczonymi burakami, a oto moja sałatka.
Pieczone buraki i feta podane na zielonym posłaniu (nazwa jak z krakowskich restauracji, czyli pełna nadęcia)
dla 3 osób
3 młode buraczki
pół opakowania fety
garść zielonej sałaty
garść liści botwinki
garść rukoli
garść orzechów włoskich
4 łyżki oliwy z oliwek + kilka kropli do polania buraków
1 łyżka miodu
1 łyżeczka musztardy dijon
pół łyżeczki soku z cytryny
Nagrzać piekarnik do 200 stopni.
Buraczki porządnie wyszorować (jestem leniwa i po upieczeniu nie obiorę ich ze skórki), przekroić na pół, ułożyć w naczyniu żaroodpornym, polać kilkoma kroplami oliwy, wstawić do piekarnika.
Piec przez około godzinę.
Zieleninę umyć, wysuszyć w suszarce do sałaty, porwać w rękach, przełożyć do salaterki.
Orzechy uprażyć na suchej patelni (orzechy włoskie bardzo szybko brązowieją, potrzebują zaledwie kilka sekund). Ser feta rozdrobnić.
Składniki sosu (oliwa, mód, musztarda i sok z cytryny) połączyć w zamkniętym słoiku, mocno potrząsając.
Buraki wyjąć z piekarnika, ostudzić, pokroić w plasterki (ewentualnie obrać ze skórki).
Położyć na sałatach, posypać pokruszonym serem, uprażonymi orzechami i polać sosem.
Pyszne!
Podawać z grzankami czosnkowymi.
Polecam!
bardzo fajna sałatka, jeszcze takiej nie jadłam :)
OdpowiedzUsuńNazwa może i pełna nadęcia, ale same składniki do mnie przemawiają ;)
OdpowiedzUsuń